niedziela, 6 czerwca 2010

Karolina.ja czyta "Kłamczuchę"


W drugiej klasie szkoły podstawowej przeczytałam cały cykl o Ani z Zielonego Wzgórza L. M. Montgomery. Po takiej przygodzie czytelniczej nie mogłam zacząć nagle czytać Disnejowskich książeczek (szczerze mówiąc miały za mało tekstu), ale co innego? Szczerze mówiąc nie miałam z tym problemu. Pamiętam, że w tamtym okresie po raz pierwszy przeczytałam wiele książek, które lubię i są dla mnie ważne do dziś. Pamiętam pewien dzień, w którym zetknęłam się z dwoma takimi książkami.

To było już chyba w trzeciej klasie. Wydaje mi się, że było lato - może późna wiosna, może wczesna jesień i było ciepło. Na pewno tego dnia miałam wizytę u ortodonty (nawiasem mówiąc ta kobieta była wyjątkowo niesympatyczna i notorycznie się spóźniała, nic przyjemnego). Po tej wizycie mama zabrała mnie do księgarni i kupiła mi TE książki. Pierwszą z nich wybrałam ze względu na autora - znałam już Szaleństwa panny Ewy, Awanturę o Basię i Pannę z mokrą głową Kornela Makuszyńskiego a mama dokupiła mi Szatana z siódmej klasy, ale o nim będzie innym razem. Drugą książkę poleciła mi sprzedawczyni - była to Kłamczucha Małgorzaty Musierowicz. Tym sposobem, od drugiego tomu, rozpoczęła się moja, trwająca do dziś, znajomość z Jeżycjadą.

Jak wkrótce się przekonałam Kłamczucha było to wiele mówiące przezwisko głównej bohaterki noszącej imię Aniela, ale znanej również jako Franciszka.

Historia zaczyna się pięknie - od miłości. (...)

Dokończenie recenzji na moim blogu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz